jak to mówią "szewc bez butów chodzi" i to powiedzenie sprawdziło się u nas.
choć zdjęcia brzuszka co jaki czas udało nam się uwieczniać
to jednak takie prawdziwej sesji ciążowej nie ogarnęliśmy tym razem.
nie wiem na co czekaliśmy z tym aż tyle.
mieliśmy jechać najpierw do Zamościa, później już prawie byliśmy umówienie na sesje do Krakowa.
na samym końcu tutaj u nas w Stalowej..
a wyszło tak, że spakowaliśmy się i zrobiliśmy ją sami bo czasu praktycznie na to brak.
5 dni! zostało 5 dni i Borys będzie z nami.
jestem trochę przerażona tym faktem, że to już.
że ten czas tak szybko uciekł.
a z drugiej strony już nie mogę się doczekać tego zapachu, tych małych stópek.
efekt naszej sesji plenerowej załączam dajcie znać jak Wam się podoba!
dzisiaj domowa "studyjna" bo z dziećmi chcemy trochę zdjęć porobić.
przepiękny wianek od Anna Dul - jeśli jesteście z naszych okolic i potrzebujecie florystycznych piękności piszcie do niej śmiało!
a teraz chciałam trochę z innej beczki.
znowu w czeluściach internetu, gdzieś ktoś udostępnił...
wzięło się i przeczytało.. a jak to mówią co się zobaczy to już nie da się odzobaczyć.
i choć teraz to zupełnie mnie nie rusza.
to wiem, że te 6 lat temu ruszyło by mnie przeokropnie.
znów wałkujący się temat CC.
i jako, że jest on mi bliski bo czeka mnie to za kilka dni to postanowiłam napisać swoje zdanie.
matki wariatki stuknijcie wy się w głowę!
pisanie o tym, że kobieta która URODZIŁA przez cesarskie cięcie nie ma prawa nazywać się matką?
że nie urodziła tylko dziecko z niej zostało wydobyte?
że dzieci, które przyszły w ten sposób na świat nie obchodzą urodzin?
tylko wydobyciny? serio?
ja się pytam jak mózgu trzeba nie mieć aby takie brednie wypisywać!
śmiać mi się chcę z tego bo wiem jak jest. bo matką jestem od 6 lat.
bo wiem z czym się wiąże cesarka. wiem jak to jest. przeżyłam ją dwa razy.
pierwsza zupełnie nie planowana. 12 godzin... najgorszych jakie przeżyłam...
ból i strach o maleństwo. zakończone cięciem.
to nastawienie, które miałam. to nastawienie otoczenia.
to, że nic nie było tak jak miało być.
to, że ruszyć się człowiek nie może.
kichnąć, kaszlnąć. usiąść.
wszystko tak cholernie bolało. a chyba najbardziej głowa..
psychicznie czułam się okropnie.
czułam się gorsza. no bo jak? tyle kobiet rodzi naturalnie..
a ja? pewne ze mną coś jest nie tak.
tyle kobiet karmi piersią?
a ja? no to już na pewno jestem gorsza.
moja młoda głowa była przesiąknięta tym co mówią inni.
tym jak patrzą inni.
wtedy wszystkie słowa...
wszystkie słowa, które wyostrzały mój problem były straszne.
czułam się gorsza. czułam, że nie podołałam zadaniu.
długo, oj bardzo długo zeszło mi poukładanie tego wszystkiego.
ale gdy już ułożyłam to co było do poukładania...
zdecydowaliśmy się na drugie dziecko.
i choć był niewielki cień szansy aby spróbować rodzić naturalnie...
ja sama podjęłam decyzje o cięciu.
bo choć cień szansy istniał to wiedziałam jak się może to skończyć.
podjęłam decyzję. świadomą. dojrzałą. nie liczyło się dla mnie wtedy co powiedzą inni.
bo to JA i to co ja czuję było dla mnie najważniejsze.
i choć bałam się jak nie wiem co. bo wiedziałam z czym to się wiążę.
że to nie jest "kichnięcie" i po sprawie.
że to jest operacja a nie zabieg jak to niektóre uważają.
że niesie ze sobą ryzyko. nie czułam się gorsza.
doszłam do siebie bardzo szybko.
nastawiłam głowę, że zdarzyć może się wszystko.
ale ja dam radę.
teraz czeka mnie trzecie cięcie.
choć miałam świadomość od samego początku, że tak będzie.
nie napiszę, że się nie boję. bo boję cholernie!
wiem co mnie czeka i nie wiem co jest gorsze. wiedza czy nie wiedza.
boje się bo to operacja i różnie może być.
ale nastawiam głowę i siebie nastawiam, że wszystko będzie dobrze.
że w dobrych rękach będę i boje się odrobinę mniej.
teraz wpisy na temat cc mnie śmieszą. po prostu mnie śmieszą.
ale wiem, że mogą one wywołać wielkie spustoszenie w głowie.
w głowie młodej matki.
pamiętajcie, że cięcie często ratuje życie.
życie maleństwa ale i kobiety.
często nie ma innej opcji.
tak się dzieje po prostu.
często jest to świadoma decyzja kobiety i nikomu nic do tego.
jeśli zajmiemy się swoim życiem każdy z nas będzie dużo szczęśliwszy.
dzieci URODZONE przez cesarskie cięcie nie są gorsze od tych co przeszły przez kanał rodny.
Matko a Ty pamiętaj! nie jesteś gorsza czy lepsza od innej.
bo urodziłaś naturalnie czy przez cc.
bo karmisz piersią czy z wyboru lub też nie mieszanką.
czy krzykniesz na swoje dziecko bo sił już zabraknie.
jesteś tak samo dobra jak inna.
jesteś najlepszą matką dla swojego dziecka bo je KOCHASZ.
bo czuwasz przy nim i drżysz o nie na każdym kroku.
Matki szanujcie się nawzajem bo wszystkie przechodzimy przez trudy wychowania.
zmagamy się z tymi samymi problemami.
zakładam, że każdej z nas chodzi o to samo.
o to aby nasze dzieci były szczęśliwe!
a szczęście to nie matka wylewająca swój jad na innych.
Dobrze napisane.oj mi też dużo osób (w tym najbliżsi) dali odczuć że jestem gorsza bo miałam cc , karmiłam ,, paszą'' itp. Ostatnie , zdjęcie piękne!
OdpowiedzUsuństrasznie to smutne jest :( ale najważniejsze to wiedzieć swoje! dziękuje:)
UsuńWiem jak to jest. Pierwszy synek urodzony przez cięcie, na które byłam przygotowywana już od 7 miesiąca. Miało być planowane, ale nie było, bo zaczęłam rodzić miesiąc przed terminem. Długo nie przechodziło mi przez gardło "urodziłAM", ale po wielu miesiącach przeszło :) z drugą ciążą czekaliśmy do bezpiecznej granicy, żeby nie zaprzepaścić szans na próbę porodu siłami natury. Gdy synek miał 1,5 roku, po konsultacji z lekarzem, zdecydowaliśmy, że pora zacząć starania. Druga, prawidłowo wyglądająca ciąża uległa samoistnemu poronieniu w 9 tygodniu. Myślałam, że się nie pozbieram. Wtedy to dopiero czułam się gorsza! Czułam jak nikt nie rozumie mojego bólu, mojej żałoby po starcie dziecka. Niecałe dwa miesiące po tym koszmarze znów zaszłam w ciąże, wszystko po konsultacji z lekarzem, bo do macierzyństwa podchodzę bardzo świadomie. Leci nam 14 tydzień i nie ma dnia, żebym nie myślała o tym jak będzie wyglądał mój poród. Układam sobie w głowie jego plan: że ma być aktywny, z własną położną, bez znieczulenia... Zrobię wszystko (w granicach rozsądku) aby urodzić naturalnie. To moje niespełnione marzenie, ale też chęć zapewnienia dziecku najlepszego startu w życie (bo różnice między CC a SN są ogromne i mają wpływ na dziecko). Po CC, dzięki samozaparciu, udało mi się karmić piersią prawie dwa lata. Karmiłabym dłużej, gdyby nie zagrożona ciąża. Życzę Ci z całego serca, aby udało się i Wam karmienie, bądź gotowa, że może być na początku trudno, ale nie poddawaj się! Poczytaj Hafiję, Kwartalnik Laktacyjny, dołącz do grupy na FB "Kwartalnik Laktacyjny - karmienie piersią, BLW, rozszerzanie diety dzieci" - z taką pomocą na pewno Wam się uda! No i życzę Ci cięcia bez komplikacji. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńżyczę Ci aby Twoje marzenie się spełniło, aby wszystko przebiegło tak jak pragniesz. a jeśli nawet się nie uda to i tak zawsze pamiętaj, że jesteśmy najlepszymi Mamami dla naszych maluszków. bo kochamy je z całego serca najmocniej jak potrafimy! dziękuję bardzo mam nadzieje, że nam się uda... choć czasem mam wrażenie, że ta mleczna przygoda nie jest dla mnie... że skoro dwa razy nie pykło... ale chcę spróbować... z całych sił. nie poddać się zbyt szybko. ale nic na siłę jeśli nie wyjdzie to nie wyjdzie. czytam Hafiję już jakiś czas mam nadzieje, że ta wiedza mi pomoże... wiem też, że mimo wszystko jestem teraz bardziej świadoma niż byłam 6 lat temu czy nawet te 3... i że ta świadomość da mi siłę :) pozdrawiam mocno!
Usuń